Autor:
• wtorek, stycznia 06th, 2009

No cóż… Patrick Volkerding coś nam ostatnio szaleje. Najpierw, ze trzy miesiące temu próbował zmienić oficjalne logo Slackware na dość paskudnego hemafrodytę, z czego na szczęście się wycofał, a teraz – ledwo 7 miesięcy po wydaniu Slackware 12.1, wypuścił wersję 12.2. Mocno mnie to zdziwiło, bo przyzwyczaiłem się już do 12 miesięcznych przerw pomiędzy nowymi Slackami, ale co tam – zainstalowałem…

fot. http://www.wikipedia.org

.

…czego pożałowałem już po jakiejś godzinie pracy na nowym systemie. Widać pośpiech i wielu rzeczy nie udało dopracować. Może przy przygotowywaniu wersji skupiono się bardziej na programach świadczących usługi sieciowe, bo te i owszem, są w solidnych i połatanych wersjach, ale ja slacka w 90 procentach używam jako desktopa, a tu jest tragedia. Skompilowanie kilku programów i dodatkowych modułów jądra przy pomocy załączonych do distro bibliotek i narzędzi graniczy z cudem. To wszystko jest po prostu niekompatybilne. Po przeróbkach, dociągnięciu i podmienieniu bibliotek da się co nieco osiągnąć, ale konia z rzędem temu, komu uda się na tym zbudować ze źródeł np. Digikam-a. Moduł mojej karty wifi dostarczony jest z jądrem. Co z tego skoro nie działa, a zaciągnięte z sieci źródła nawet nie przechodzą przez ./configure? No chyba, że powyłącza się w nim prawie wszystko, ale wtedy gcc wykłada się na pierwszej lepszej zależności. Trzeba się było przeprosić z sieciowym kabelkiem…

Koniec końców wygrzebałem z szuflady zakurzoną płytkę ze Slackiem 12.0 i odetchnąłem. Tu wszystko gra i trąbi.

.

Wyślij na:
  • Facebook
  • Wykop
  • Twitter
  • MySpace
  • Google Bookmarks
  • Śledzik
  • email
Kategorie: Linux | Tagi: ,
Możesz śledzić komentarze do tego wpisu przy pomocy RSS 2.0 Both comments and pings are currently closed.

Komentowanie zamknięte.