Pewien pułkownik z Apokalipsy zachwyca się zapachem napalmu o poranku. No cóż – co kraj, to obyczaj. Osobiście wolę inne aromaty, np. zapach rozgrzanego powietrza nad wybielicowaną leśną glebą, pomieszany z silnym aromatem żywicy. Takie zestawienie ma w sobie smak wakacji. Wczoraj, spragniony tego smaku wskoczyłem na rower i wybrałem się w rejony, gdzie można łyknąć nieco zapachów lata. A zasuwając przez las natknąłem się na ciekawe zjawisko z dziedziny kablo-nie-logi(ki) stosowanej.
Wzdłuż drogi stoją stare, drewniane słupy, a po nich biegnie telefoniczny kabel. Zerkałem sobie co jakiś czas na ten kabel i słupy, z szacunkiem, jak należy przy oglądaniu reliktów przeszłości i nagle zauważyłem, że przewód obniża loty.
.
– Urwany – pomyślałem – i leży zraniony w krzakach.
.
– Aaale nieee – jak powiedział pewien Maciej. Kabelek po prostu wybrał sobie nowy, ciekawszy sposób na przecięcie drogi, prowadzącej do pobliskiej wioski.
.
By po chwili wrócić do alpinistyki słupowej.
.
Nowe doświadczenie jak zwykle tworzy zarówno odpowiedzi jak i pytania.
Podejrzewam, że przewód ten dostarcza sygnał telefoniczny do aparatu sołtysa pewnej wioski. W takim wypadku już wiem dlaczego, kiedy pada deszcz u rzeczonego sołtysa nie działa telefon – po prostu kabel leży gdzieś w leśnej kałuży.
Pytanie natomiast, dlaczego na tę leżącą sobie bezpańsko na drodze miedź nie znalazł się jeszcze żaden amator kolorowych metali i tanich napitków? Przewód musi być miedziany, bo nie wyobrażam sobie by jakiś inny, aż tak się rozciągnął. A może w kraju już tak się poprawiło, że miedź nie jest dla nikogo rarytasem, a ja to po prostu przeoczyłem?
Tak czy inaczej – niezbadane są tele-sieci Pana…
.
poniedziałek, 8. grudnia 2008
A niedawno dowiedziałem się, że ten kabel został położony na ziemi osobiście przez pracowników tepsy, żeby go tiry nie ściągnęły. No cóż – jaki kraj, taka telekomunikacja… 😉