Archive for the Category ◊ Gitara ◊

Autor:
• poniedziałek, marca 10th, 2014

Wszystko zaczęło się, gdy trafiłem tutaj, czyli na blog jednego gościa, co buduje różne rzeczy pod gitarę. Chwilę popodziwiałem schemat niewielkiego, w pełni lampowego, 1,5-watowego wzmacniacza i pomyślałem, że to przecież nic trudnego do zbudowania. Kilka tygodni później ciąłem blachę na chassis…

c.d.n.

Kategorie: Gitara, OldTimes | Tagi: , ,  | Nie można komentować
Autor:
• sobota, marca 01st, 2014

Użytkuję obecnie świetny gitarowy piecyk Laney Lionheart 20W. Zacny wzmacniacz, który bardzo wiernie oddaje sygnał z gitary. Jest do tego stopnia dokładny, że gdy tylko podłączę jakąkolwiek kostkę bez prawdziwego, mechanicznego bypassa, od razu wyraźnie słyszę pogorszenie jakości sygnału (oczywiście na wyłączonej kostce). A wśród wielu kostek które posiadam, tylko jeden booster ma truebypass. Jasne, że mogę wyłącznie na zasadzie gitara-wzmacniacz, bez żadnych pośrednich polepszaczy talentu, ale ostatnio bardzo lubię pomajtać kaczką 🙂

We wspomnianym piecyku Laney-a nie podobają mi się tylko dwie rzeczy: głośnik (który niedługo wymienię na Vintage V30) i przełącznik nożny, który jest wysoki, kanciasty i po prostu brzydki. Od razu schowałem go do szuflady, a podłączyłem analogiczny footschwich marshalla, który bardziej pasuje mi do stopy.

Kilka dni temu, powyższe rzeczy zsumowały się w jedną myśl, w wyniku której przerobiłem przycisk nożny Laney-a na pudełko z prawdziwym bypassem, a w zasadzie dwoma.

Działa to tak: do wejścia podpinam gitarę, do wyjścia wzmacniacz. Połączenie jest w 100% mechaniczne i ma zero strat sygnału. Po wciśnięciu przycisku „1”, sygnał z gitary przed podaniem do wzmacniacza jest dodatkowo wysyłany na pętlę efektów nr 1. Zasada taka sama jak we wzmacniaczach, czyli przez gniazdka „Send” i „Return”. Analogicznie działa przycisk „2”, przepuszczający sygnał przez drugą pętlę. Oczywiście obu pętli można używać jednocześnie. Zasilanie pudełka dotyczy wyłącznie zasilania diód led i bez niego box działa normalnie tyle, że wtedy oczywiście diody nie sygnalizują stanu przycisków.

I w ten sposób połączyłem przyjemne z pożytecznym. Generalnie gram sobie bezpośrednio gitara-wzmacniacz, a gdy najdzie mnie chęć, jednym ruchem nogi dołączam do tego połowę urządzeń pedalboarda, a drugim ruchem drugą połowę.

Kategorie: Gitara | Tagi: ,  | Nie można komentować
Autor:
• środa, grudnia 25th, 2013

Niniejszy wpis popełniam, by zadać kłam różnym krążącym plotkom, jakobym trzymał w domu niezliczone ilości gitar. Opinia taka od dłuższego czasu krąży pośród moich znajomych. Otóż moi mili, gitar mam tylko siedem. Nie planuję zakupu kolejnych, a jedną nawet gotów jestem oddać w dobre ręce.

A oto moja kolekcja:




Gitarka klasyczna z jakiejś hiszpańskiej manufaktury. Obliczyłem sobie teraz na szybko, że mam ją już jakieś… 20 lat. To moja druga gitara w życiu. Pierwsza z resztą poszła w rozliczeniu właśnie za tą. Instrument ma już swoje lata i co tu ukrywać – wyeksploatowałem ją. Stroiki do wymiany, gryf wygięty i co najgorsze, wypaczyła się wierzchnia płyta. No i odkleja się mostek (już raz przyklejany). No cóż, starość nie radość. Gitara ta ze względu na olbrzymią wartość sentymentalną ma jednak u mnie dożywocie. Pewnego pięknego dnia wezmę ją na warsztat i przywrócę młodość i urodę.





Moja pierwsza gitara elektryczna, którą kupiłem około 11 lat temu (chyba w 2003 r.). Do dzisiaj telecastery uważam za najpiękniejsze instrumenty. Powyższa gitara pierwotnie była instrumentem marki FLAME – czyli budżetowej linii naszych rodzimych gitar Mayones. Około 2010 r. zdarłem z niej do gołego lakier (sunburst), wyfrezowałem w korpusie komory dla zmniejszenia ciężaru i wymieniłem gryf na porządniejszy. Gitara zmieniła brzmienie na bardzo agresywne, a dobry gryf dodał jej sustainu. Osobiście wolę miękkie dźwięki, ale jeśli kiedyś zabiorę się za granie metalu, to instrument jest jak znalazł. Ta gitara też ma u mnie dożywocie.




Instrument akustyczny, który mam bodaj od 2003 r. (czyli już jakieś 10-11 lat). Kupiłem go w Szczecinie w sklepie Rockman, gdy ten mieścił się jeszcze w starej lokalizacji na górze Bramy Portowej. Pamiętam, że siedziałem na krześle i ogrywałem sobie różne gitary. Chłopak, który sprzedawał tak mi się przyglądał i w pewnym momencie powiedział: „Wie Pan co? Pokażę zaraz Panu taką gitarę no-name. Dwa razy tańszą niż te, które Pan ogląda, a brzmiącą dwa razy lepiej.” Przyniósł, usiadłem, uderzyłem w struny i od tamtej pory ten sklep ma we mnie stałego, wieloletniego klienta. Instrument jest topornie wykonany i kiepsko polakierowany, ale brzmi takim głębokim i wyrazistym soundem, że daj Boże.




Elektroakustyk Ephiphone EL-00 Pro, który jest u mnie od czerwca 2013 r. Gitarka mimo zmniejszonego pudła nieźle brzmi (chociaż niegłośno), a w dodatku jest na tyle mała, że można ją niemal nosić w kieszeni. Obecnie mój podstawowy travellowy instrument. Dodatkowo o ile akustycznie brzmi nieźle, to po podłączeniu do wzmacniacza daje po prostu fantastyczny głos (elektronika Fishmann-a).




Wyścigowy Ibanezik z ruchomym mostkiem. Instrument, który jest u mnie od 2012 r. Kupiłem, bo miałem okazję, ale jakoś nie przepadam za gitarami typu stratocaster. Nie mam do nich specjalnych zastrzeżeń – gra się na nich wygodnie, ale jakoś tak… bez przygody. Mniej więcej raz na trzy miesiące noszę się z zamiarem wystawienia jej na Allegro, ale gdy przy tej okazji biorę ją na kolana i chwilę pogram, to robi mi się tego instrumentu szkoda i sprawę odkładam. Gitara bardzo sympatyczna, udana, pięknie wykonana, przetworniki hambucker z rozłączanymi cewkami (na single).




Wół roboczy mojej stajni. Oryginalny Fender Telecaster po którego sięgam praktycznie codziennie. Trafił do mnie na początku 2013 r. Zawsze kochałem telecastery, a ten instrument jest zwieńczeniem tego uczucia. Świetna gitara.




KRÓLOWA JEST TYLKO JEDNA!!! Gibson SG Standard, którą mam od stycznia 2011 r. Świetny, niezwykle udany egzemplarz. Niesamowity sound i niesamowita ergonomia gry. Ta gitara gra sama – wystarczy ją trzymać i robić mądrą minę. Myślę, że nawet śp. Gary Moore bez oporów wyszedłby z nią na scenę. W razie pożaru lub powodzi – ratuję najpierw ją.

I koniec kolekcji. Jak widać posiadam tylko kilka kawałków drewna z duszą, a nie żaden mityczny magazyn instrumentów. To już więcej mam harmonijek ustnych…

Kategorie: Gitara | Tagi: ,  | Nie można komentować
Autor:
• środa, września 25th, 2013

Chyba ponad rok czasu… broniłem się przed prośbami Kokosa, żeby zrobić mu case na użytkowany przez niego i intensywnie wożony po koncertach piec Mesy. Wykręcałem się na wszelkie możliwe sposoby, bo co tu kryć – nie chciało mi się (sporo przy tym marudnej, precyzyjnej roboty). Kokos jednak nie należy do ludzi, którzy się łatwo zniechęcają i czekał na odpowiedni moment. Pewnego wieczoru postawił na stole likwidator oporów, poczekał, aż specyfiku znacznie ubędzie i zaatakował jak Jet Lee. Zanim się zorientowałem o co chodzi, już powiedziałem: „Dobra, zrobię, i do tego z pedalboard-em w komplecie”. A że z kolei ja nie należę do ludzi, którzy cofają raz wypowiedziane słowa – machina ruszyła.
Pomyślałem, że skoro już mam działać, to zrobię również duży pedalboard dla siebie. W miarę upływu lat zaczęło mi przybywać różnych kostek i ten który zrobiłem kilka lat temu, jakoś dziwnie się skurczył. A skoro już robię dwa pedalboard-y, to równie dobrze mogę zrobić trzy – trzeci się sprzeda, albo kogoś obdaruje.

Zazwyczaj wszelkie działania zaczynam od jakiegoś szkicu. Ale, że z robieniem różnych gitarowych skrzynek mam już trochę doświadczenia, darowałem sobie papier i cały projekt opracowałem i trzymałem wyłącznie w głowie. Dębowa sklejka boazeryjna. Jak tylko ją zobaczyłem zrozumiałem, że nie będzie żadnego oklejania skają, czy czym tam jeszcze.


Wszystkie klejenia na prosty zamek. Tak jest dużo solidniej niż przy klejeniu czołowym, a jednocześnie eliminuje się potrzebę wzmacniania łączenia dodatkowymi listwami.


Wpusty robione ręczną frezarką


Klejenie


Klejenie


Odrobina precyzji i wszystko pasuje jak ulał


Szlifowanie. To trzeba zrobić naprawdę dokładnie nawet przy późniejszym oklejaniu, a co dopiero, gdy drewno ma być na wierzchu.


Case na Meskę nabiera kształtu.


Bejcowanie. Dla kontrastu boki będą ciemniejsze niż lica.


Produkcja niskomasowa.


Skrzynka niemal gotowa, niedługo lakierowanie. Ale wcześniej…


Gdy zobaczyłem te puste przestrzenie na licach przyszło mi do głowy, żeby przyozdobić je jakimś własnym logiem. W ten sposób powołałem do życia markę OldTimes, której logiem jest sylwetka dinozaura na tle gwiazd. Logo zostało wypalone na wszystkich skrzynkach – palnikiem przez blaszany szablon. Tym znakiem będę w przyszłości oznaczał wszystkie moje wyroby.


Po wypaleniu marki


I po lakierowaniu. Lakier Domalux półmat do podłóg. Ten podłogowy lakier jest bardzo trwały i wytrzymały – cechy niezbędne przy skrzynkach, które z natury mają być nieźle poniewierane.


Montaż okuć.


Montaż aluminiowych profili na połączeniach. Tutaj też niezbędna jest wysoka precyzja.



I klejenie. Butapren jest niezastąpiony.


A na Butapren gąbka techniczna.


Meska będzie miała tu wygodnie.


Zbliżenie montażu motylka. Mesa swoje waży, więc postanowiłem podejść do sprawy solidniej.


Pedalboard-y od środka.


Rodzina w komplecie.


A tak to wygląda w praktyce.


Kategorie: Gitara, OldTimes | Tagi:  | 6 komentarzy