Autor:
• wtorek, września 02nd, 2008

No, no – od koncertu minęło już trochę dni, a ja wciąż jestem pozytywnie nastrojony. Jako wieloletni fan oryginalnego filmu (i w ogóle ducha Blues Brothers), do występu BB w Szczecinie podchodziłem krytycznie. Ot, wyjdą na scenę jacyś biedni naśladowcy Aykroyda i Belushiego, zawyją smętnie z podkładu, ukłonią i rozstaniemy się bez tęsknoty. O, jakże się myliłem, bo zespół dał fantastyczny show.

.

.

.Żadna tam chińska podróbka. Chłopaki (Jake i Elwood) weszli na scenę i od razu poczułem, że mają w sobie żywą energię BB. Tego się nie da nauczyć – taką sceniczną charyzmę trzeba mieć w duszy. Wyczyny Jake-a z oblewaniem się piwem i zrywaniem koszuli, na każdym innym koncercie bluesa uważałbym za przesadę, ale tutaj – prawdziwny mniud. Elwood scenicznymi poczynaniami wcale nie odstawał od brata i na dodatek nieźle poczynał sobie na ustnej harmonijce.

Co do postawy reszty zespołu – very well. Czekałem na jakieś dłuższe solo pani saksofonistki, ale chyba się wstydziła… Generalnie ekipa sprawiała wrażenie bardzo zgranej grupy. Mocną stroną zespołu jest czekoladkowa pani, robiąca za jednoosobowy chórek. Solowy „Let The Good Times Roll” w jej wykonaniu, to prawdziwy pokaz radości z muzyki.

Mam również pretensję… do pana nagłośnieniowca, który siedział sobie za zespołem i ustawiał sprzęt wyłącznie z odsłuchu. Nie chciało mu się ruszyć na chwilę tyłka na widownię, a tam perkusja i bas zagłuszały inne instrumenty. Mam też pretensję do siebie, że na ten wspaniały występ nie zabrałem aparatu. Jakież miałbym ujęcia…

O tym zespole można sobie poczytać tutaj (ich strona www) i tutaj. Ja już wiem, że gdy tylko będę miał okazję, znowu zawitam na ich koncert – warto.

.

Wyślij na:
  • Facebook
  • Wykop
  • Twitter
  • MySpace
  • Google Bookmarks
  • Śledzik
  • email
Kategorie: Muzyka | Tagi: , , ,
Możesz śledzić komentarze do tego wpisu przy pomocy RSS 2.0 Both comments and pings are currently closed.

Komentowanie zamknięte.