• Tuesday, November 01st, 2011
Pies na podwórku musi być i koniec. Tak przynajmniej było w moim życiu od zawsze – jak daleko sięgam pamięcią. Jeżeli nie ma psa, to na podwórzu panuje pustka, smutek i wszędobylskie koty. Te ostatnie, od kiedy dwa lata temu zdechł Kiks (fotka poniżej, padła psinka ze starości), rozpanoszyły się niemiłosiernie.
Ale koniec z tym. Koniec z bezkarnymi stadami kotów i koniec z ludźmi wchodzącymi na podwórko jak do siebie. Bo oto pojawia się On. Pies Bies.
I nie tylko obuwia.
“Tygrys, tato! Tygrys! – krzyczy.”
Od razu też odkrył w sobie talent do tarmoszenia.
A gdy był już nieco starszy i odpowiednio zaszczepiony…
Przyszedł czas na pierwszą wyprawę. Nad jezioro.
I pierwszą koleżankę o ładnym imieniu: Diuna
Kategorie: Dog Bies
|
Thursday, 3. November 2011
Fajne! Koleżanka Diuna czeka z niecierpliwością na kolejne odwiedziny 🙂
Wednesday, 23. November 2011
WItam Kuzyna! Szkoda, że wcześniej nie wiedziałem nic o tym blogu. Teraz wiem i w miarę możlwości będę się udzielał.
Szkoda biednago Kiksia…pamiętam go jak jeszcze był szczeniakiem. Pogryzł mi wedy buty i bał się jeździć samochodem. Fajny był…
Ale idzie nowe i Bies ( klawa nazwa) też wygląda na fajnego psiaczka!
Pozdrawiam.
Wednesday, 23. November 2011
Klawo to było, jak dwa tygodnie temu przyszły siostry z opłatkiem. Bies z ujadaniem do nich, a ja musiałem krzyczeć: “Bies! Zostaw!” Uśmiechały się… ;-)))
Thursday, 24. November 2011
Heheheehehehe dobre… 🙂