Od kiedy pamiętam, poezja mnie nudziła. No, może poza pojedynczymi wierszami z gatunku poezji batalistycznej (Iliada, Reduta Ordona, Grób Agamemnona itp.), a i to na skutek „przymusu szkolnego”. Cóż, wały korbowe od zawsze wydawały mi się bardziej zajmujące od metafor i porównań.
Wczoraj jednak trafiłem na stronę poety Mariusza Cezarego Kosmali i ze względu na (przypadkową, jak myślę) zbieżność nazwisk z ciekawości zerknąłem na twórczość tego człowieka.
I tu mam trzy słowa do niego: „Gościu, jesteś świetny!”
A na dowód przytoczę jeden z wierszy, który ubawił mnie serdecznie. Życie często bywa jak męczący sen 🙂
Wielkie nieba
Mariusz Cezary Kosmala
Wieczorem z psem wyszedłem na spacery. Ale
przecież ja nie mam wcale żadnego psa – nagle
uświadomiłem sobie. Naraz machinalnie
zerknąłem w swoje okno, co na pierwszym piętrze,
a tam w kuchni, ożeż ty w mordę! Sam nie wierzę,
lecz światło zapalone, a w środku ja – kręcę
się, coś robię, herbatę parzę, wtem podchodzę
do okna, otwieram je, wyglądam i: ożeż
ty w mordę! – krzyczę, bowiem siebie – jak z psem chodzę
pod oknem – widzę, chociaż uwierzyć nie mogę,
toteż mdleję raptownie, mało przy tym oknem
nie wypadam, pies ujada i ciemność potem,
ciemność nad ciemnościami… Było rano, gdy się
ocknąłem i skonstatowałem, znaczy widzę
blado przerażony, że pies mi mordę liże
i na spacer pragnie. Ale ja przecież nie mam…
Ożeż ty w mordę,
merda!