Tytułem dzisiejszych andrzejek wyrzucę z siebie coś co sprawia, że jestem jednocześnie zirytowany i zdziwiony. Chodzi o pewne zjawisko na rodzimym podwórku literackim, mianowicie o autora Andrzeja Ziemiańskiego. Jestem właśnie po lekturze jego powieści “Toy wars”, a kilka lat temu zetknąłem się również z “Achają” i jakimiś opowiadaniami. Cóż mnie tak irytuje i dziwi?
Irytuje mnie styl pisarski tego obywatela. Często-gęsto mam tak, że po przeczytaniu kilku pierwszych stron książki, przychodzi mi na myśl cytat z rosyjskiej komedii “Poborowi”, gdzie jeden z głównych bohaterów filmu na widok jednostki w której ma służyć stwierdza: “No tak, tu nam jeść nie dadzą”. Po prostu wiem, że nie przebrnę przez styl autora i książka ląduje w elektronicznym koszu.
Coś z pogranicza ww. myśli przyszło mi do głowy na początku “Toy wars” i, o ile pamiętam, także gdy zaczynałem “Achaję”. I tu dochodzimy do zdziwienia, bo dziwiłem się sam sobie, że dalej to czytam. Oba te uczucia towarzyszyły mi przez całe wspomniane utwory.
Problem w tym, że Andrzej Z. przy swoim denerwującym stylu pisze tak ciekawie, że ciężko się oderwać. Na dwóch stronach potrafi cztery razy sensownie zmienić akcję. Po prostu kipiel pomysłów. Ta z kolei wciąż utrzymuje u mnie stan zaciekawienia, co wydarzy się dalej mimo, iż styl opowiadania każe dać sobie z powieścią spokój. A że “Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła”, męczę się dalej z takim utworem jednocześnie go pragnąc i nienawidząc.
Parafrazując Józefa Szwejka, który w podobny sposób wypowiedział się o jakiejś rasie psów: utwory Andrzeja Z. są tak brzydkie, że aż ładne.